Ogólnie uczestnictwo w kursie było pewną odskocznią od otaczającego nas świata. Można było pogłębić więź z Bogiem i współmałżonkiem. Kurs był momentem wyciszenia i zapomnienia o problemach. Cały tydzień przed przyjazdem spotykało nas jedno wielkie pasmo nieszczęść. Kłótnia z żoną, leciały pioruny i niepotrzebne słowa, kłopoty w pracy, awaria maszyny w firmie łącznie z brakiem pracownika na zastępstwo. Po prostu wszystko, żeby tylko nie przyjechać. Piątkowy wieczór w stresie pod telefonem. Noc z piątku an sobotę niespokojna; nie mogłem zasnąć, rzucałem się z boku na bok. Rano zadzwoniłem do brata, który zdał mi relację  z piątkowego dnia i o możliwych trudnościach na sobotę. Po tym telefonie ukląkłem i zacząłem się modlić, aby ten dzień był bez problemów, telefonów. Prosiłem Boga o pomoc. Wysłuchał mnie (…) Wiem, że to dzieło Boga i moja wiara się umocniła.

Leave a Reply

Your email address will not be published.